Pozory jednak często mylą. Przez pewien czas na Facebooku
widziałam odnośniki do recenzji „Stulecia winnych”, ale w nie nie klikałam,
ponieważ byłam przekonana, że jest to książka o ofiarach zbrodni wojennych. Z
okładki ponuro i oskarżycielsko patrzyły na mnie dwie wytrzeszczone baby
umalowane a la upiór, no i ten tytuł… „Stulecie Winnych” – winnych czego?
Pewnie jakiś straszliwych zbrodni na tych upiornych kobietach. I jeszcze
podtytuł „Ci, którzy przeżyli” – a więc jak nic wspomnienia z obozów zagłady.
Dziękuję, postoję, myślałam i nie klikałam w recenzję, bo nie miałam ochoty
czytać o ofiarach wojny. W końcu jednak przy kolejnym linku do recenzji
uderzyły mnie słowa „saga rodzinna”i nagle wszystko się zmieniło. Słowo saga
działa na mnie jak magiczne zaklęcie i od razu wzbudza we mnie żądzę nie tylko
czytania, ale też posiadania na własność CAŁEJ sagi. Do dzisiaj pamiętam koszmar
sprzed ponad roku, kiedy natknęłam się przypadkiem na pierwszy tom „Cukierni
pod amorem” a potem w rozpaczliwym szale szukałam kolejnych, kupując je w
rozpaczy po cenach okładkowych (hańba!!!). Dlatego, kiedy w końcu zebrałam się
i przeczytałam entuzjastyczną recenzję „Winnych” na jednym z blogów (i jak tu
nie wierzyć w głęboki sens istnienia blogów książkowych?) od razu kupiłam sobie
pełen zestaw spakowany w urocze pudełko. I błogosławię tę chwilę do dziś, bo
sagę łyknęłam w 4 dni i zaoszczędziłam sobie latania z obłędem w oczach po
księgarniach w poszukiwaniu kolejnych tomów.
Do rzeczy. „Stulecie Winnych” to nie jest opowieść o
ofiarach wojny i ich oprawcach, chociaż wojna odgrywa w tej powieści kluczową
rolę. A właściwie dwie wojny i to nie byle jakie, bo światowe. Nie da się
jednak napisać sagi polskiego rodu obejmującej okres stu lat i nie pisać o
wojnach. Wbrew pozorom tajemniczy „Winni” z tytułu to nie nazistowscy kaci,
tylko nazwisko mieszkającej na podwarszawskiej wsi polskiej rodziny, której losy
śledzimy. Zaczyna się z przytupem. W 1914 roku rodzą się bliźniaczki Maria i
Anna, przy czym ta ostatnia z wielkimi komplikacjami i właściwie cudem
uratowana od śmierci, która zamiast noworodka zabiera jej matkę. Wkrótce
okazuje się jednak, że hardkorowy poród to dopiero początek przygód małej Ani,
która okazuje się osobą absolutnie niezwykłą, obdarzoną szóstym zmysłem. „Stulecie
Winnych” to opowieść osnuta właśnie wokół losów Anny Winnej oraz jej rodziców,
dziadków, kuzynów, a potem potomków, w tym kolejnych par bliźniaczek w następnych pokoleniach. Saga ukazuje burzliwe losy rodziny
polskich patriotów na tle dziejowego zamętu jaki zafundował nam wiek XX.
Pierwsza Wojna Światowa, Druga Wojna Światowa, koszmarny okres powstawania PRL,
Solidarność, a wreszcie zmiana ustroju i rodząca się epoka polskiego kapitalizmu
– wszystkie te wydarzenia mocno zmieniają losy Winnych, którzy aktywnie biorą
udział we wszystkich istotnych wydarzeniach i przemianach. Nie jest to jednakże
powieść wyłącznie o walce i patriotyzmie, ale przede wszystkim opowieść o
zwykłych ludziach, o jednej rodzinie, której codzienne życie upływa w tych
skomplikowanych czasach. Narodziny i śmierć. Rozstania i powroty. Miłość i
nienawiść. Szczęście i rozpacz. Wszystko to staje się udziałem Winnych.
Ałbena Grabowska snuje swoją opowieść w taki sposób, że po
prostu nie da się od niej oderwać. Zanim się człowiek zorientuje, już jest sto
stron dalej. Winni okazują się tak fascynujący, a ich burzliwe losy tak ciekawe,
że natychmiast się w nich zakochujemy i razem z nimi przeżywamy wzloty i
upadki. Wielokrotnie płakałam w trakcie tej lektury, kiedy umierał, któryś z
bohaterów (a w ciągu stu lat, które obejmuje akcja powieści jednak trochę tych
zgonów było). Postać Anny jest wręcz cudownie wykreowana, a dzięki swoim
ponadnaturalnym zdolnościom staje się rewelacyjną osią wydarzeń. Saga napisana
jest eleganckim ale zwyczajnym językiem i tacy są również jej bohaterowie –
jednocześnie zwyczajni i całkowicie niezwykli. Obok bohaterów fikcyjnych
pojawiają się również autentyczne postacie historyczne, co dodatkowo dodaje
smaczku lekturze. Poza tym autorce nie brakuje pomysłów, w żadnym z trzech
tomów nie ma dłużyzn, wszystkie czyta się z taką samą przyjemnością.
Dodatkowym atutem jest dla mnie fakt, że Ałbena Grabowska
dość konkretnie rozprawia się z epoką PRL. Mam wrażenie, że większość źródeł
trochę (a nawet bardzo) tę epokę wybiela, bo przecież wojna się skończyła, więc
już nie było tak źle. Ten socjalizm może nie najfajniejszy, ale przynajmniej
nie ma już Hitlera, więc zawsze to lepiej. Bohaterowie Grabowskiej mają na ten
temat inne zdanie i to właśnie w ostatnim tomie wyraźnie widać ich
rozgoryczenie jako patriotów tym, co się stało z naszym krajem po wojnie. Winni
przeżywają zawód, są sfrustrowani i nie potrafią się odnaleźć w tej zakłamanej
rzeczywistości, bo przecież „nie o takę Polskę…”. Ich losy w powojennej
rzeczywistości okazują się równie skomplikowane jak za okupacji i dla mnie jest
to jeden z najlepszych punktów tej sagi.
„Stulecie Winnych” polecam wszystkim, którzy lubią dobre
historie oparte nie na skomplikowanych scenariuszach i efektach specjalnych,
ale na losach zwykłych ludzi. Uprzedzam jednak lojalnie, że warto się
zaopatrzyć w zapas wolnego czasu, bo od sagi ciężko się oderwać i kończymy
czytając trzy książki jedna za drugą. Na szczęście za chwilę Święta i dużo
wolnych dni przed nami. Zachęcam do spędzenia ich w towarzystwie rodziny
Winnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz