Na zakup książki Małgorzaty Łatki zdecydowałam się
natychmiast po przeczytaniu opisu i jednej pozytywnej recenzji na internetowym
blogu. Powód jest prosty – motyw przewodni powieści czyli rozwiązywanie zagadki
kryminalnej za pomocą analizy mowy ciała jest dla mnie wyjątkowo interesujący.
Kilka lat temu nadawano bardzo ciekawy serial z Timem Rothem w roli głównej.
Oryginalny tytuł to „Lie to Me”, polski - „Magia kłamstwa”. Roth grał w nim specjalistę
od mowy ciała, szczególnie od analizy tzw. „mikroekspresji” czyli pojawiających
się na naszych twarzach nieświadomie, na ułamek sekundy wyrazów, które
pozwalają rozpoznać takie uczucia jak kłamstwo, wstyd, pogarda czy pożądanie i
dzięki temu poznać prawdziwe intencje człowieka, niezależnie od tego, co
zdecyduje się nam powiedzieć. Temat wydał mi się wyjątkowo interesujący i od
tego czasu staram się go zgłębiać w wolnych chwilach.
„Kamfora” to powieść, w której ten motyw stanowi oś fabuły.
W Krakowie dochodzi do kilku niezwykle brutalnych morderstw na młodych
kobietach. Z początku wydaje się, że ofiary nie mają ze sobą absolutnie nic
wspólnego, ale wkrótce okazuje się, że może je łączyć pewna cecha. Prowadzący
śledztwo młody, rzutki i inteligentny komisarz Jakub Zagórski zwraca się o
pomoc do specjalistki od mowy ciała Leny Zamojskiej. Razem opracowują ryzykowny
i niebezpieczny plan schwytania mordercy, który może okazać się śmiertelnie
niebezpieczny…
Oprócz niezwykle ciekawej i dobrze poprowadzonej fabuły,
która idealnie ukazuje niebezpieczeństwa czyhające na młode, samotne kobiety w
dwudziestym pierwszym wieku, „Kamfora” ma dla mnie jeszcze jeden dodatkowy
atut: po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ukazana jest w polskiej powieści
kryminalnej skuteczna, owocna i dobrowolna współpraca policji z zewnętrznym
specjalistą. Zarówno u Miłoszewskiego jak i Mroza czy Bondy główny bohater –
czy to prokurator czy behawiorysta, stał zawsze sam po przeciwnej stronie
barykady niż organy ścigania, których głównym zadaniem zdawało się być rzucanie
mu kłód pod nogi i podkładanie świni przy każdej okazji. U Łatki jest wręcz
przeciwnie – policja sama wpada na genialny pomysł poproszenia Zamojskiej o
pomoc i traktuje jej sugestie z szacunkiem zamiast wyśmiewać badanie
mikroekspresji jako nauki przydatnej w ujęciu sprawcy. Przedstawienie polskiej
policji jako służb, które zdały sobie sprawę z wejścia świata w dwudziesty
pierwszy wiek, chętnych i gotowych do korzystania ze zdobyczy behawioryzmu jest
jak powiew świeżego powietrza na scenie polskiego kryminału. Naprawdę, chętnie
przeczytałabym więcej książek, w których polska policja i system prawny do
czegokolwiek się nadają – choćby tylko „ku pokrzepieniu serc” :)
„Kamfora” to naprawdę solidny kryminał, z logiczną i sensowną
fabułą, dobrze nakreślonymi bohaterami i ciekawą zagadką. Małgorzata Łatka w
swojej drugiej powieści udowadnia, że ma już świetnie wyrobione pióro i
doskonały warsztat pisarski. Zabawne dla mnie jest to, że z okładkowego blurba
książkę poleca Joanna Opiat-Bojarska, a po przeczytaniu „Bestsellera” tej
autorki mam wrażenie, że powinno być odwrotnie, bo Opiat-Bojarska ma się czego
od Łatki uczyć.
„Kamforę” polecam wszystkim fanom rasowych kryminałów,
szczególnie polskich, oraz wszystkim osobom zainteresowanym tematem analizy mowy
ciała. Mam nadzieję, że „Kamfora” okaże się pierwszym tomem z cyklu o Zagórskim
i Zamojskiej, bo ta para bohaterów ma świetną chemię i potencjał na wiele
emocjonujących przygód. Mam również nadzieję, że nazwisko Małgorzaty Łatki będzie
niedługo lepiej rozpoznawalne w kanonie polskiego kryminału, ponieważ, moim
zdaniem, autorka naprawdę na to zasługuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz