Pamiętam to, jakby zdarzyło się wczoraj. Oglądałam sobie na YouTube najnowszy odcinek
programu Davida Lettermana, kiedy obok Heidi Klum na kanapie zasiadł jakiś
artystycznie rozczochrany młody mężczyzna, którego prowadzący zaczął wypytywać o
to, jak to jest stać się największym idolem nastolatek w ciągu jednej doby.
Wytrzeszczyłam oczy, ponieważ miałam wrażenie, że widzę tego człowieka po raz
pierwszy w życiu. Okazało się, że nazywa się Robert Pattinson i opowiadał o
tym, jak to jest zagrać główną rolę w adaptacji jednego z największych
bestsellerów ostatnich lat. Owego bestsellera również kompletnie nie
kojarzyłam, więc, czując że omija mnie jakiś fenomen, czym prędzej zaczęłam
googlować ile sił w palcach i już po chwili, przez empik.com (historia działa
się wiele lat temu, zanim odkryłam inne księgarnie internetowe), stałam się
właścicielką powieści „Zmierzch” po angielsku, w filmowej okładce. Książkę
odebrałam kilka dni później, w drodze na uczelnię, gdzie po zakończeniu sesji
czekałam na wpis od jednego z wykładowców. Zaczęłam czytać ją na korytarzu, ściskając
indeks w ręku i czekając na upragniony autograf. I wpadłam. Na tym właśnie
korytarzu, wśród zgiełku, hałasu i nieustannego ruchu studentów i wykładowców,
od pierwszych stron straciłam poczucie rzeczywistości. Nieprzytomna zupełnie,
jedną nogą będąc w Forks, drugą w Łodzi, odebrałam wpis, dojechałam do domu i
przepadłam właściwie na całą dobę, póki nie dojechałam do ostatniej strony. Przy
okazji odkryłam dwa nowe zjawiska literackie: Young Adult i Paranormal Romance,
które pokochałam z całego serca.
W późniejszych latach miałam do czynienia z dziesiątkami
książek reprezentujących oba te gatunki. Jedne były lepsze, drugie gorsze,
większość ciekawa. Podjęłam nawet własną próbę literacką w tym gatunku (na
wieczne czasy, niestety, nieukończoną), ciągle wypatrując nowych pozycji.
Ostatnio jednak trafiałam na coraz gorsze szmiry. Nudne, przewidywalne,
schematyczne i jeszcze raz nudne. Zaczęłam się zastanawiać czy to Paranormal
Romance jako gatunek kompletnie się przejadł, czy tylko ja mam pecha i trafiam
na wyjątkowe szmiry. Ostatnio jednak oglądając videobloga z recenzjami (i przy
okazji przypominając sobie dlaczego nienawidzę videoblogów), natknęłam się na
recenzję serii autorstwa Daryndy Jones.
Wśród nadużywanego przez autorkę przymiotnika „mega” wyłowiłam kilka
informacji, które zainteresowały mnie na tyle, że postanowiłam zapoznać się
przynajmniej z pierwszym tomem cyklu. I wpadłam. Ponownie. Okazuje się, że
Paranormal Romance żyje i ma się świetnie! A wszystko za sprawą serii o Charley
Davidson.
Cylk Daryndy Jones opowiada o perypetiach pewnej kostuchy.
Charley Davidson ma 27 lat, mieszka w Albuquerque w stanie Nowy Meksyk i
prowadzi agencję detektywistyczną, ma duży biust i zgrabny tyłek (jej własna
opinia), niesamowitą kolekcję zabawnych koszulek, ADD, ironicznie poczucie
humoru i tendencję do pakowania się w kłopoty przy każdej okazji . Jest uzależniona
od kawy i lubi nadawać imiona przedmiotom oraz częściom własnej anatomii. Oprócz
tego, od dnia swoich narodzin, Charley widzi zmarłych. Dość szybko orientuje
się, że dzieje się tak dlatego, że jest ona kostuchą – zmarli przechodzą przez
nią na drugą stronę. Oczywiście nie wszyscy zmarli, inaczej biedna Charley nie
miałaby chwili spokoju, ale wyłącznie ci, którzy mają na ziemi niedokończone
sprawy. Dlatego od wczesnego dzieciństwa Charley pomaga najpierw własnemu ojcu
a później wujowi, będącymi policyjnymi detektywami,
w rozwiązywaniu śledztw, korzystając z wskazówek udzielonych jej przez
nieboszczyków.
Akcja pierwszego tomu, zatytułowanego „Pierwszy grób po prawej”
rozpoczyna się, kiedy do Charley przychodzi trójka zamordowanych prawników,
którzy proszą ją o pomoc w ustaleniu przyczyny ich śmierci. Jednocześnie sama
Charley znajduje się w bardzo dziwnej sytuacji, ponieważ od ponad miesiąca
uwikłana jest w ognisty romans z tajemniczym nieznajomym, który nawiedza ją
wyłącznie w snach. Kostucha postanawia dowiedzieć się, kim jest ta dziwna
istota, kiedy jedno słowo wypowiedziane przez niematerialnego kochanka
uruchamia u niej lawinę wspomnień.
Obecnie zaczęłam
czytać już dziesiątą część serii, muszę więc bardzo się pilnować, żeby
nie sadzić w tej recenzji spojlerami. Każda część cyklu osnuta jest wokół
jakiejś zagadki kryminalnej, którą rozwiązuje Charley, a jednocześnie wokół jej
własnej postaci. Wraz z rozwojem serii Charley dowiaduje się wielu zaskakujących
faktów o samej sobie i o swoim przeznaczeniu. Dużo miejsca zajmuje również
historia jej miłości, o której nie mogę napisać w tej recenzji nic, żeby nie zaspojlerować
i nie zepsuć zabawy czytelnikom sięgającym po pierwszy tom. Powiem tyle – jest seksownie,
romantycznie i epicko i właśnie dzięki temu wątkowi powieści Daryndy Jones
zdecydowanie podpadają pod kategorię Paranormal Romance.
Jednym z najlepszych elementów powieści jest wszechobecny
humor. Dzięki narracji pierwszoosobowej jesteśmy cały czas w skórze Charley,
która okazuje się absolutnie rewelacyjną bohaterką. Jej niesamowite poczucie
humoru, częste żarty słowne oraz specyficzne spojrzenie na świat sprawiają, że
książkę czyta się jednym tchem. Charley jest ekscentryczna, bardzo kobieca i
niezwykle zabawna i właściwie od pierwszych stron chciałam, żeby została moją
najlepszą przyjaciółką. Oprócz samej
Charley mamy do pokochania całą galerię wyrazistych i uroczych postaci
drugoplanowych, którzy razem z naszą bohaterką tworzą atmosferę kontrolowanego
szaleństwa. Cykl przypomina mi nieco pierwsze tomy serii o wampirach z południa
autorstwa Charlaine Harris, do momentu zanim autorka zaczęła sabotować własne
postacie, ale Charley Davidson jest zdecydowanie lepszą i ciekawszą bohaterką
niż Sookie Stachhouse.
Dzięki połączeniu ciekawych zagadek kryminalnych, wątków
paranormalnych, pięknego romansu i wszechobecnego humoru (który objawia się
nawet na początku każdego rozdziału, gdzie w miejscu zwyczajowych sentencji
mamy hasła z koszulek, naklejek na zderzaki i internetowych memów), cykl o
Charley Davidson to prawdziwa jazda bez trzymanki i rewelacyjna lektura.
Książkę polecam właściwie wszystkim bez wyjątku, ponieważ wydaje mi się, że ta
seria stanowi idealną odskocznię od rzeczywistości i ma szansę spodobać się
wszystkim, którzy lubią lekką literaturę. A Daryndzie Jones jestem bardzo
wdzięczna za przywrócenie wiary w jeden z moich ulubionych gatunków
literackich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz