sobota, 16 lipca 2016

WIELKI BAŁAGAN I WKURZONY MIŁOSZEWSKI – VERA FALSKY „SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE”

Vera Falski to niezwykle tajemnicza autorka. Właściwie nawet nie wiadomo, czy to autorka, bo to nie jest prawdziwe nazwisko, tylko pseudonim literacki. Hipotez jest wiele: że to znany pisarz, który w wolnych chwilach tworzy literaturę kobiecą, ale nie chce się do tego publicznie przyznać, że to duet dwóch znanych pisarek, że to dziennikarka albo ktoś obeznany dobrze z polskim show businessem, komu nie na rękę się ujawniać, albo po prostu, że to taki chwyt marketingowy i nie ma w tym większej filozofii, oprócz chęci wzbudzenia zainteresowania czytelników i wypromowania książki. Wydaje mi się, że jakikolwiek jest powód ukrywania się pod pseudonimem, obecnie Vera Falski autentycznie musi (lub muszą) to robić do końca życia, albowiem Zygmunt Miłoszewski na swoim Facebooku odgraża się, że się dowie, kto to jest i nie przepuści tej osobie. A jeśli nawet pan Miłoszewski stwierdzi, że mu się nie chce i jednak da sobie spokój z szukaniem zemsty, to na pewno rzesze jego fanów (a raczej fanek) nie odpuszczą aż pomszczą mistrza. Ja zaś jestem gotowa w każdej chwili przyłączyć się do tego wściekłego tłumu J

Swoją drogą, to nie jest tak, że „Szczęśliwe zakończenie” to zła książka. Wręcz przeciwnie, to jest naprawdę niezła książka, której przeczytanie sprawiło mi dużą radochę. Na fabułę powieści składa się historia Sabiny Czerniak, pisarki, od kilku lat lansowanej na królową polskiej literatury kobiecej. Pisząc pod pseudonimem Sonia Geppert, Sabina wylansowała cykl powieści o organizatorce ślubów Amelii Kruk, które zaowocowały bestsellerowymi nakładami, oraz kontraktami filmowymi i serialowymi, jednocześnie przynosząc pisarce sławę i olbrzymie pieniądze (swoją drogą tutaj już autorkę mocno poniosła wyobraźnia, bo takich kokosów w Polsce się na literaturze nie zarabia, nawet jeśli dodamy do tego te wszystkie poboczne kontrakty). Problem polega na tym, że Sabinę ogarniają mdłości na samą myśl o napisaniu kolejnego tomu o przygodach Amelii. Pisarka robi rachunek sumienia i postanawia radykalnie zmienić swoje życie, przez co robi się wokół niej ogromny bałagan.
No cóż, mam wrażenie, że to właśnie bałagan jest głównym bohaterem tej powieści.  Rozpętuje się on na wszystkich frontach życia Sabiny: zaczynając od jej pracy, poprzez relacje z mężem , córką i agentką, miejsce zamieszkania, przyjaciół, aż po seks i romanse.  Właściwie nie ma takiego obszaru życia naszej bohaterki, w którym nie panowałby gigantyczny zamęt. Z jednej strony jest to fajne, bo książkę dzięki temu szybko się czyta i nawet przez chwilę nie jest nudno, z drugiej zaś w jakimś momencie robi się to nieco męczące. W dodatku odkładając tę powieść tuż po jej przeczytaniu, nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie, o czym ona właściwie jest. O kryzysie wieku średniego? O potrzebie wyrwania się ze stagnacji? O tym, że najważniejsza jest wolność? O miłości? O blaskach i cieniach życia pisarza? Wszystkiego tu właściwie jest po trochu, co, niestety, powoduje, że pewne wątki zostają w jakimś momencie domknięte w pośpiechu, co wyraźnie rzutuje na ich jakość. Mam wrażenie, że książce wyszłoby na dobre, gdyby główna bohaterka nie miała aż tak zagmatwanego życia.

Jednym z największych plusów „Szczęśliwego zakończenia” jest z całą pewnością styl. Vera Falski, kimkolwiek jest, ma niewątpliwie świetne, ostre pióro. Książka jest pełna zabawnych dialogów i opisów, które sprawiały, że w wielu miejscach wybuchałam głośnym śmiechem, wyrywając z błogiego snu mojego psa.  Rewelacyjnie opisane kulisy polskiego show businessu, oraz światek zblazowanej „warszaffki”, stanowią jedne z najmocniejszych punktów fabuły i obnażają całe zakłamanie i sztuczny lans tego środowiska.

Z kolei największym minusem jest, moim zdaniem, wątek męża i córki głównej bohaterki. Falski przez całą powieść doskonale sobie radzi z opisami stanów emocjonalnych Sabiny, sprawiając, że bohaterka jawi nam się jako osoba z krwi i kości, ale to wszystko znika, kiedy tylko na horyzoncie pojawia się jej mąż. Wtedy nagle Sabina zmienia się w nieczułego robota. Nie ma w niej nawet chwili zastanowienia nad sytuacją, nie ma analizy uczuć. Traktuje swojego męża strasznie przedmiotowo i z kompletnym pominięciem sfery emocjonalnej, co wydaje się nie tylko zimne i okrutne, ale też kompletnie nierealne na tle innych jej reakcji. Zresztą sam Andrzej Czerniak jest postacią tak fatalnie skonstruowaną, że nie nabiera realizmu nawet przez sekundę i jest ewidentne, że autorka chciała tę postać odbębnić i zostawić w tle. Z kolei córka bohaterki jest tak koszmarnie irytująca, że przez cały czas miałam jej ochotę spuścić potężne manto. Ta postać jest całkiem ciekawie skonstruowana, chociaż mocno przerysowana (mam nadzieję, że takie kompletne idiotki w naturze jednak nie występują), a na koniec nawet Sabinie wreszcie udaje się nieco dojść z nią do ładu, ale do tego czasu mój poziom agresji w odniesieniu do tej postaci był już tak wysoki, że takie umiarkowanie zakończenie jej wątku kompletnie mnie nie satysfakcjonowało.

Na koniec zostaje wspomniany na początku tej recenzji Zygmunt Miłoszewski. O co chodzi?, zapytacie. Chodzi o to, że w książce pojawia się cały zestaw postaci opartych na polskich celebrytach świata mediów wszelakich i jedną z tych postaci jest niejaki Mariusz Zygmuntowicz, król polskiego kryminału, zmęczony już produkowaniem kolejnych przygód swojego najsłynniejszego bohatera o wdzięcznym imieniu Teodor. Brzmi znajomo? Oczywiście, że tak, bo Falski nawet nie udaje, że chodzi jej tu o kogoś innego niż Miłoszewski. Na początku myślałam, że autorka ma po prostu fantazje na temat Miłoszewskiego (zresztą nie ona jedna J ), co byłoby dla mnie kompletnie zrozumiałe, ale potem ta postać przechodzi niesamowitą metamorfozę i to bynajmniej nie pozytywną. Nie chcę tutaj zdradzać żadnych szczegółów, ale Miłoszewski ma, moim zdaniem, pełne prawo pałać żądzą zemsty. Ciekawe, swoją drogą, czym tak zalazł za skórę osobie, która ukrywa się pod pseudonimem Vera Falski. Kiedy już w końcu świat się dowie, kto napisał „Szczęśliwe zakończenie” (a na pewno się dowie), pewnie się okaże, że Miłoszewski zmiażdżył w jakimś momencie tę osobę jednym ze swoich przerażająco celnych komentarzy i teraz spotkała go za to kara w postaci Mariusza Zygmuntowicza.


Nie da się jednak ukryć, że „Szczęśliwe zakończenie” dostarczyło mi mnóstwo frajdy w ten deszczowy, lipcowy dzień. Książkę „łyknęłam” w ciągu kilku godzin, których nie uważam bynajmniej za stracone. Nie jest to może pozycja idealna, ale na tle nudnej i infantylnej polskiej literatury kobiecej jest jak powiew świeżego powietrza, bo Vera Falski, kimkolwiek jest ma pazur i świetne poczucie humoru. Niech się tylko odczepi od Zygmunta i będzie ok J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz