wtorek, 9 sierpnia 2016

REINKARNACJA CHMIELEWSKIEJ – ALEK ROGOZIŃSKI „UKOCHANY Z PIEKŁA RODEM”


Odkąd zaczęłam uważnie śledzić polską blogosferę książkową, wydaję strasznie dużo pieniędzy na papierowe książki. Jak do tej pory, woląc czytać książki w oryginale, pobierałam sobie spokojnie anielskojęzyczne ebooki na czytnik, ale w jakimś momencie stwierdziłam, że polskiej literatury nie opłaca się czytać w wersji elektronicznej. Nie wiem, o co chodzi, ale zawsze jest to jakoś źle sformatowane i nieprzyjemnie się czyta, a w dodatku jest naprawdę niewielka różnica pomiędzy ceną ebooka a ceną książki na papierze, szczególnie jeśli wypatrzy się na nią jakąś dobrą promocję. W dodatku taką książkę można potem podrzucić do czytania rodzinie i znajomym, z czego płynie dodatkowa korzyść dla otoczenia.

Zastanawiające jednak jest to, jak długo żyłam w przeświadczeniu, że w polskiej literaturze nie dzieje się kompletnie nic ciekawego, oprócz kolejnych popłuczyn po Bridget Jones i jakiś przesłodzonych romansów dla kobiet w średnim wieku. Moje poglądy zmieniły się o 180 stopni przy pierwszym zetknięciu z twórczością Zygmunta Miłoszewskiego, ale potem okazało się, że oprócz Miłoszewskiego jest jeszcze cały zestaw nazwisk, które wypada znać. Wśród nich jest Katarzyna Bonda, Remigiusz Mróz i właśnie Alek Rogoziński, którego będzie dotyczył dzisiejszy wpis.

Rogoziński dość mocno różni się od wymienionych w poprzednim akapicie pisarzy, ponieważ pisze w nieco innym gatunku, jego książki to nie ponure kryminały, tylko lekkie komedie kryminalne. „Ukochany z piekła rodem” to jego pierwsza powieść, której głównymi bohaterkami są Joanna – autorka poczytnych romansów, oraz jej managerka Beata, zdrobniale zwana Betty. Kiedy w tajemniczych okolicznościach ginie świeżo poderwany przez Joannę młody fotograf, na jaw zaczynają wychodzić coraz bardziej niewygodne fakty z jego przeszłości, a krąg podejrzanych staje się coraz większy. Joanna i Betty, niedowierzając w skuteczność polskich organów ścigania, postanawiają przeprowadzić własne śledztwo, żeby ustalić tożsamość mordercy.

Muszę przyznać, że od pierwszej strony miałam wrażenie, że czytam nową powieść Joanny Chmielewskiej. Ciarki po plecach latały mi przy tym z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że Chmielewska, niestety, już nie żyje, a po drugie dlatego, że w ostatnich latach „produkcyjnych” jej twórczość zaczęła się robić wtórna i nudnawa (to stwierdzenie sprawia mi olbrzymi ból, ponieważ Joanna Chmielewska to dla mnie pisarka tak kultowa, że właściwie uważam ją za członka rodziny), tymczasem tutaj dostałam książkę jak za najlepszych czasów królowej polskiego kryminału! Dialogi Joanny i Betty jako żywo przypominają te rozgrywające się pomiędzy Chmielewską a jej przyjaciółką Alicją prezentowane na łamach kilku jej najpopularniejszych powieści – jest to taki sam rodzaj łagodnego, dobrodusznego dogryzania sobie. Język powieści też jest zupełnie „Chmielewski” – podobne zwroty, podobne porównania itd. I w tym momencie chciałabym podkreślić jedną rzecz – to NIE JEST zarzut pod adresem Rogozińskiego! Wręcz przeciwnie – to jest komplement! Często się słyszy, szczególnie w muzyce, że jakiśtam zespół inspirował się innym, wcześniejszym zespołem i to się odbija w jego muzyce, ale to wcale nie znaczy, że ta muzyka nie jest świetna i nie zasługuje na uznanie. Dokładnie tak samo widzę twórczość Alka Rogozińskiego – fakt, że inspirował się Chmielewską i tworzy w jej stylu przemawia, według mnie, na jego korzyść, ponieważ twórczość Chmielewskiej jest tak rewelacyjna, że warto jest kontynuować jej tradycję, warto naśladować jej styl, jednocześnie tworząc coś nowego, świeżego i z biglem. I to właśnie udało się Rogozińskiemu.

Drugim olbrzymim atutem książki jest wykorzystanie przez autora jego doświadczenia z pracy w czasopiśmie „Party”. Dzięki niemu dostajemy uroczo złośliwy i bardzo prawdziwy obraz światka polskich celebrytów oraz dziennikarzy zajmujących się ich życiem. Nie wiem, czy książkę miała w ręku Edyta Górniak, ale jeśli tak to ciekawa jestem czy choć przez moment zadumała się nad swoją jakże trafną karykaturą w postaci trzecioplanowej bohaterki Klaudii Hutniak. Jest to postać opisana tak barwnie, tak ironicznie i złośliwie a przy tym tak trafnie, że sama już nie wiem, czy to jest prztyczek w nos, czy hołd złożony naszej rodzimej „diwie”.
Moim zdaniem powieść ma tylko jeden mankament – jest zdecydowanie zbyt krótka. Marzy mi się, żeby Alek Rogoziński napisał coś na 500 stron, ponieważ świetnie bawiłam się przy lekturze „Ukochanego z piekła rodem” i chętnie poczytałabym go dłużej, a tymczasem już mi się skończył. Z wielką przyjemnością zainwestuję w kolejne powieści tego autora i mam zamiar również podetknąć je mojej mamie, która jest wielką fanką Chmielewskiej.


Jednym słowem – Panie Alku – dobra robota i proszę o więcej, a jeśli przypadkiem stanowi Pan medium i przez Pana palce na klawiaturze komunikuje się z nami z zaświatów królowa polskiego kryminału – bardzo proszę wystrzegać się jak ognia wszelkich egzorcyzmów i unikać wody święconej tylko pisać dalej! Na mojej półce znajdzie się miejsce na wszystkie Pana książki. Staną sobie koło „Lesia” i „Całego zdania nieboszczyka” i myślę, że będą tam na swoim miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz