wtorek, 24 maja 2016

Słowiańskie jaja czyli "Szeptucha" Katarzyny Bereniki Miszczuk

Bardzo mi się podoba panujący ostatnio w naszym kraju trend "powrotu do korzeni". Nie wiem, jak to się zaczęło, ale na pewno pomogła, moim zdaniem, olbrzymia popularność piosenki "My Słowianie". O walorach artystycznych utworu można by dyskutować, mnie osobiście zachwycił tekst. Bo nagle się okazało, że "my, Słowianie" to brzmi dumnie, że u nas też jest fajnie i mamy się czym pochwalić, że są przecież "dobra wódka i dobre dziewczyny", a nie tylko ciągłe narzekanie na to, jaka u nas bieda z nędzą, bezrobocie i wkurzający politycy.
Drugim bardzo pomocnym akcentem okazała się ogólnoświatowa popularność gry "Wiedźmin". Książki Andrzeja Sapkowskiego, na których jest oparta gra, istnieją, co prawda od dawna, ale nie czarujmy się - to właśnie dzięki grze przeżywają teraz prawdziwy renesans. Sapkowski w swoim cyklu opiera się dość mocno ma mitologii słowiańskiej i dlatego Geralt ma okazję spotkać na swojej drodze takie potwory jak utopce, rusałki czy strzygi. A jednak oprócz cyklu o Wiedźminie nie przychodzą mi do głowy żadne inne tytuły, które nawiązywałyby do naszej rodzimej mitologii. Zdecydowanie więcej można poczytać o wampirach (świecących lub nie), wilkołakach i zombie.
Dlatego właśnie tak przyjemnie się zdziwiłam, kiedy oglądając newslettera od księgarni Tania Książka, natknęłam się  na powieść "Szeptucha" Anny Bereniki Miszczuk. Opis wydał mi się bardzo zachęcający, a do tego skorzystałam z niezłej promocji i w rezultacie zapłaciłam za książkę około 20 zł. Uważam, że to była świetna inwestycja.
"Szeptucha" to bardzo oryginalna książka, której właściwie nie da się podciągnąć pod jeden gatunek. Fantasy? Romans? Przygoda? Chyba najbliżej jej do tak zwanego "paranormal romance", a jednak ta książka zdecydowanie różni się od najpopularniejszych pozycji z tego gatunku, jak "Zmierzch" czy "Czysta Krew". Dlaczego? Bo jest na wskroś polska!
Już sam tytuł jest niezły. "Szeptucha" to w tradycji ludowej kobieta, która leczy ziołami, nalewkami, ale także urokami i zaklęciami, taka trochę niegroźna czarownica. Jeśli dorzucimy do tego informację, że akcja powieści rozgrywa się w XXI wieku, możemy się zastanowić jaka normalna osoba uwierzy w coś takiego? No właśnie, na tym polega cała zabawa - w tej książce  mamy bowiem do czynienia z rzeczywistością alternatywną opierającą się na założeniu "co by było gdyby Mieszko I nigdy nie przyjął chrztu?".
Mamy więc Polskę jako kraj pogański. Zamiast Wielkanocy obchodzone są Jare Gody, zamiast Wszystkich Świętych - Dziady i tak dalej. Zamiast kościołów mamy posągi Świętowita, święte gaje i drzewa, a topienie Marzanny to nie zwykła zabawa tylko ważny rytuał . Szeptucha, natomiast, to normalny zawód, który na rocznych praktykach musi poznać główna bohaterka - Gosia.
Gosia to na wskroś nowoczesna kobieta - ukończyła medycynę, nie wierzy w bogów i zabobony, za to wierzy w bakterie i kleszcze. Zmuszona do odbycia rocznych praktyk u Szeptuchy z podkieleckiej wsi, jedzie tam jak na wygnanie. Wkrótce jednak okazuje się, że  nie może pozwolić sobie na sceptycyzm, ponieważ bogowie mają wobec niej bardzo konkretne plany. W dodatku na horyzoncie pojawia się równie przystojny co tajemniczy Mieszko, który może okazać się zarówno wrogiem jak i przyjacielem.
Moim zdaniem, zdecydowanie najlepszą cechą powieści, jest mitologia. Jak zawsze w przypadku utopii i dystopii nie warto, według mnie, przesadnie logicznie jej analizować, ponieważ żadnej rzeczywistości alternatywnej nie wychodzi to na dobre, dlatego założenia typu "e tam, nawet jakby Mieszko olał chrzest to i tak słowiańskie wierzenia nie przetrwałyby do XXI wieku" radziłabym sobie odpuścić i po prostu cieszyć się panoramą namalowaną przez autorkę. Szalenie mi się podobały smaczki typu tradycyjne słowiańskie imiona jak Mściwój, Sława, czy Jarogniewa u WSZYSTKICH bohaterów (Gosia to skrót od Gosława). Naszła mnie taka refleksja, że Polacy są jednak strasznie zapatrzeni na Zachód jeśli chodzi o imiona. Pomiędzy koszmarkami typu Brajan, Dżesika czy (o, zgrozo) Kłentin, a "typowo polskimi" modnymi obecnie imionami Antek, Franek czy Zosia, kompletnie zapomnieliśmy o tradycyjnych słowiańskich imionach jak te występujące w powieści. A szkoda. Dlatego mój syn będzie się nazywał Mieszko i nic mnie nie przekona, że to nie jest najlepsze imię na świecie :)
Drugim największym atutem książki jest humor. Bohaterka jest szalenie zabawna, a ponieważ narracja jest pierwszoosobowa, mamy okazję cieszyć się ironicznym poczuciem humoru Gosi, która do każdej sytuacji potrafi znaleźć cięty komentarz.
Dużą radochę sprawiały mi też słowiańskie elementy nadprzyrodzone typu utopce, niebożęta czy rusałki a nawet najprawdziwszy wąpierz a nie jakiś tam podrabiany amerykański wampir :) To zdecydowany powiew świeżości w gatunku, który zaczynał mnie już powoli nudzić właśnie przez ciągłą powtarzalność istot nadprzyrodzonych.
Akcja powieści jest ciekawa i wartka, na prawdę nie można się nudzić i właściwie zdziwiłam się, kiedy dotarłam do ostatniej strony. Na szczęście w przygotowaniu jest już drugi tom, na który będę niecierpliwie czekać. Wątek miłosny też jest dobry i ciekawie rozpisany, więc miłośniczki romansu na pewno się nie zawiodą - jest romantycznie, jest namiętnie, jest sexy.
Jednym słowem "Szeptucha" to oryginalna i nietuzinkowa powieść dla współczesnych kobiet, które lubią fantasy, ale mają ochotę na małą odmianę. Katarzyna Berenika Miszczuk ponownie udowadnia, że przysłowie "cudze chwalicie, swego nie znacie" jest w stu procentach prawdziwe i zasadne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz